Feblik

Muszę Wam coś wyznać. Od ponad roku nie przeczytałam żadnej części Jeżycjady w całości. Uznałam, że jeżeli będę cały czas do niej wracać to zmęczę temat, a blog stanie się czymś w rodzaju obowiązku. Dzięki temu sporo zapomniałam, ale miałam cytaty, ulubione fragmenty, które wykorzystywałam na Facebooku. W sierpniu w końcu postanowiłam powrócić, wybierając jakże wakacyjnego Feblika. Parę miesięcy temu zabrałam go ze sobą na Sycylię, skończyło się na przeczytaniu rozdziału. Tym razem to właśnie on towarzyszył mi na plaży przy Jeziorze Łukcze. Środek tygodnia, mało ludzi, gorąco, niemal dziko. Takie okoliczności wybitnie kojarzyły mi się z wiejskimi klimatami Jeżycjady.

Feblik to zdecydowanie moja ulubiona część z tak zwanej nowej Jeżycjady, zaraz obok Dziecka piątku. Po waszych komentarzach na Facebooku wnioskuje, że to raczej mało popularne stanowisko, bo też mało kto lubi Ignacego Grzegorza. Za to ja bardzo go w tej części polubiłam, jak również rodzące się między nim a Agnieszką uczucie. Porównuję ich historię do rozgrywającej się równolegle Wnuczki do orzechów. Przyznam, że relacja Józinka i Doroty jest dla mnie kompletnie oderwana od rzeczywistości. To zapewne ma swój urok, ale nie pasuje mi do Józinkowego znanego nam charakteru. Swoją drogą to pewien paradoks, romantyczny Ignaś dostał raczej prosty, acz uroczy scenariusz miłosny. Dwójka znajomych nastolatków wpada na siebie po latach. ROZMAWIAJĄ, DUŻO ROZMAWIAJĄ. Spędzają ze sobą czas, spacerują, robią razem posiłki, mają małe perypetie. BA! Agnieszka nawet nocuje u Ignacego, „paraduje” przy nim w ręczniku. Bohaterowie mają telefony komórkowe, jeżdżą nawet autem, a nie bryczką. Ignaś zachwyca się nogami Agnieszki, ona dostrzega jego całkiem męską sylwetkę. No cóż, wszystko odbywa się całkiem normalnie i realnie. A Józinek tymczasem rzeźbi korale, wzdycha i wypatruje bryczki, bo przecież na wsi to normalny środek lokomocji dla nastolatki. Jestem ze wsi, bardzo wiejskiej, nie, nikt nie jeździł bryczką, nawet 20 lat temu, dlatego Wnuczkę nie do końca „kupiłam”, bo tak romantyczna historia nie pasowała mi trochę do Józinka.

Feblik jak dla mnie ma idealnie wakacyjną atmosferę, odpowiednie proporcje między miłosnymi zrywami a zwykłym życiem. W końcu polubiłam Ignasia i zrozumiałam, że był nieznośny przez narzucony rodzinny antagonizm między nim a Józinkiem, z którym ten drugi radził sobie znacznie lepiej. Ida od małego wprowadziła w życie kuzynów jakąś zupełnie niezdrową rywalizację, Gabriela niechcący też w tym uczestniczy. Niestety w życiu chłopca wrażliwość kiedyś chyba nie była mile widziana, więc Ignacy nadrabiał tym, co mu najlepiej wychodziło, czyli nauką. Znalazł swoją przewagą i zaczął z nią przesadzać, okropnie przechwalać się. Z intensywną pomocą dziadka, który wykreował sobie swoją wersję mini w podobnym szlafroczku, loczku i kapciach. Ignacy Grzegorz próbował też zaimponować Józinkowi, jak już się to udało to z samozadowoleniem oczywiście też przesadzał. ALE!

W Febliku to wszystko zaczęło się trochę wyjaśniać, prostować i układać. Ta wieloletnia przepychanka charakterów miała sens, Ignaś nam dojrzał, przestał być miągwą i wyrósł z niego całkiem fajny facet. Roztrzepany, wciąż wrażliwy, ale przy tym szalenie szarmancki i opiekuńczy. A Agnieszce udało się jakoś nadzwyczajnie to z niego wydobyć i spotęgować. Wiem, że w tym przypadku też jestem w mniejszości, ale Agnieszkę bardzo polubiłam. Naprawdę pasuje do Ignasia, a przy tym nie jest mdła. Ma wady i zalety, potrafi być stanowcza, ma bogaty świat wewnętrzny. I to ona uświadomiła Ignacemu, że pomimo narzekań z kuzynem łączy go naprawdę silna więź.

Kilkudniowa wędrówka z nimi jest po prostu ciekawa. Wciąga, idealnie oddaje klimat dusznego miejsko-wiejskiego lata. Rosnące, choć jeszcze nieuświadomione uczucia. Ignacy nie zirytował mnie ani razu, nawet jego skłonność do popisywania się była całkiem urocza, bo wiadomo było przed kim i dlaczego ją stosował. Tym razem miało to inny wydźwięk. Mam wrażenie, że bez towarzystwa rodziny przeszedł przy Agnieszce metamorfozę. Dosłownie dorósł w te kilka dni, a jego przewrażliwienie stało się pozytywną wrażliwością, którą Agnieszka docenia. Wcześniej ciągle był przepuszczany przez filtry całej rodziny, albo go gloryfikowano albo ukazywano bardzo negatywnie. A teraz jest po prostu sobą, przy osobie, która go poznaje na nowo, z otwartym sercem. Przyjemnie było się temu procesowi przypatrywać.

Finalna scena pocałunku wykonanego niemal w powietrzu przyprawiła mnie o łezkę w oku. Serio, czekałam na ten moment bo naprawdę atmosfera była już gęsta! 😀

Bardzo podobała mi się również scena rozmowy Grzegorza i Józinka. Mistrz lakonicznej riposty doskonale oddał swoje uczucia co do rodziny w krótkim zdaniu. Bogacze z Sołacza to także przemiła historia. Bogatych ludzi w Jeżycjadzie zbyt wielu nie ma, a jeżeli są to niezbyt mili (Matylda Stągiewka, Ewa Jedwabińska, Danka Filipiak, Dąbek-Nowacka). A to małżeństwo jest i majętne i szczęśliwe. I tak się da! Całkiem efektownie wypadają trzy czarownice, dwie Żyry i Rubaszna. Każda z nich przyczyniła się do rozwoju uczuć między Ignasiem a Agą, kontrastują tak jak kiedyś Ewa Jedwabińska. Za matką i siostrą Agnieszki stoją też jakieś historie uzasadniające ich zachowanie. Natomiast Rubaszna to po prostu zwykły śmiertelnik, który miał za zadanie podkreślić podobieństwa charakterów głównych bohaterów. A nawet troszkę pchnęła ich ku sobie. Pewnie dlatego zasłużyła na specjalne miejsce w Na Jowisza.

To po tej książce sięgnęłam po Krystynę, córkę Lavransa. Jak na razie idzie nam opornie, nie miałabym szans u Borejków, ale nie poddaje się! 😉 Pochłonęła mnie bez reszty nowa książka Eleny Ferrante, kto wie, może Mila Borejko w przyszłości po nią sięgnie. Borejkowskie tło rodzinne jest jak zawsze urokliwie. Naprawdę lubię ich wiejskie życie, odkąd stanęłam przed kamienicą na Roosevelta 5. Wyobrażam, że ciężko się żyje przy tak ruchliwej ulicy, zatem ucieczka jest jak najbardziej uzasadniona. Kwestią trudną do przełknięcia są dla mnie opasłe maile, ale za kolejnym razem lepiej je zniosłam, miejscami nawet bawiły. Troszkę zabrakło mi Tygrysa, starego Tygrysa. Jej scena była nadzwyczaj subtelna, widocznie dziewczyna totalnie złagodniała w nowym wydaniu, choć spodziewam się nieco idusiowego wariantu macierzyństwa.

Podsumowując, mam słabość do Feblika i jestem wdzięczna drogiej MM za narodziny Ignasia na nowo. Piękna, stopniowa budowana historia, nieprzesadzona, ale jednak romantyczna.

A Wy? Lubicie Feblika?

13 uwag do wpisu “Feblik

  1. Lubię Feblika, ale ja nie jestem miarodajnym opiniodawcą-jestem bezkrytyczna wobec Jeżycjady i staram się nie analizować zbyt dogłębnie najnowszych części, by nie dostrzec czegoś, co mnie zniechęci, odstręczy … zbyt dobrze mi w tym świecie 😍

    Polubione przez 1 osoba

  2. Udana i trafna recenzja 🙂 Mi również podobała się historia Ignacego i Agi. Feblik dołączył do moich Jeżycjadowych faworytów. Książka trochę powoli się rozkręcała, ale później nie mogłam się od niej oderwać. Było w niej coś elektryzującego i magicznego 🙂

    Polubienie

  3. W „Febliku” bardzo Agnieszkę polubilam. Natomiast w „Ciotce Zgryzotce” straciła moją sympatię, bo zrobiła się humorzasta i nieco wręcz histeryczna. A tak dobrze się zapowiadała.

    Polubione przez 1 osoba

      1. Tak też myślałam 😀 ale dodam od siebie, że z tych nowszych części Feblik jest moją ulubioną, jakoś tak udaje mi się w niej odnaleźć trochę dawnego ducha Jeżycjady. Bardziej tu niz w pozostałych nowszych częściach 😀

        Polubienie

  4. Cześć, wiem że wpis sprzed dwóch lat niemalże, ale właśnie (po raz kolejny) skończyłam lekturę Feblika i po prostu muszę z kimś się podzielić przemyśleniami!!!
    Kocham dorosłego Ignacego Grzegorza. Pokochałam już tego małego Ignasia, spacerującego z Różą po Jeżycach i zwracającego się do niej Pyziu, potem zaczął mnie z lekka irytować gdy wkroczył w wiek nastoletni i zaczął między innymi donosić na kuzyna, ale tutaj w mojej ocenie krzywdę wyrządził mu dziadek, który wykreował go sobie na swojego pupilka i wręcz zachęcał go do takich praktyk. Chłopczyk, będąc wiecznie wyśmiewanym, aby zasłużyć sobie na czyjeś uznanie łatwo przyjął tę rolę. Później zaczynają zachodzić w nim pewne zmiany (między innymi pod wpływem rycerskiego zewu uczuć wobec Czekoladki) i momentalnie znów kibicuję mu całym sercem jak w „Sprężynie” ratuje Józka przed utonięciem w jeziorze. No i w tym miejscu po prostu nie mogę zrozumieć skąd to poczucie wyższości i nawet lekka wzgarda ze strony Józefa. Ogólnie nie umiem zrozumieć tego pokpiwania tymi wrażliwszymi bohaterami Jeżycjady (Ignaś, Nutria, Aga, wrażliwa strona Gabrysi, Grzegorz) ze strony tych tzw. dzielnych, począwszy od Mili, Idy i Józka oraz teraz już młodej-dorosłej Łucji. Bardzo mnie to boli, bo ja w Ignacym dostrzegam dokładnie to samo co Ty ujęłaś w tym wpisie. Że był osobą wrażliwą, ale ciągle porównywaną do diametralnie innego od niego Józka, oczywiście nie obyło się bez ciągłej oceny kto lepiej wypada w tym zestawieniu i, tak jak trafnie to ujęłaś, nadrabiał tym co mu najlepiej wychodzi czyli nauką. Ambicje te podsycał dziadek, stale go faworyzując, a z kolei Babi chyba nie miała ani jednej sceny gdzie wyraża się z czułymi uczuciami o swoim wnuku gdy ten był dzieckiem. W tej rodzinie bardzo podkreślany jest brak tolerancji do uczuciowości czy jak to mówią sentymentalizmu, jakby to było jakieś zagrożenie. I do tego wyobraź sobie że cała rodzina mówi na ciebie np. „głupol” (albo jak w przypadku Ignacego – „miągwa”), co to ma być w ogóle, rozumiem że dzieciaki mogą się tak przezywać, ale dlaczego dorosłym jest to nawet nie tyle co obojętne, ale wręcz sami to podłapują i praktykują. Przypinanie łatek przez rodzinę… Ależ się ucieszyłam gdy Ignaś przywalił Józkowi garnkiem w nos 😉

    A wracając do Feblika – jest to moja ulubiona część (zaraz po Sprężynie – Laura i Adam są absolutnie cudowni) z Jeżycjady drugiego pokolenia. Dziwię się bardzo tymi opiniami na temat Agi. Moim zdaniem jest wspaniałą postacią, wprowadzającą znów element prawdziwości do tak idealnych zawsze dzielnych i uporządkowanych postaci tej serii (Dorota wydaje mi się miejscami wręcz nierealna). Wspiera Ignacego, pozwala mu być sobą, a my widzimy jak zdany na siebie okazuje się być męski i odpowiedzialny. Ignaś nie tylko mówi pięknie o odpowiedzialności, ale też to udowadnia w czynach. Jest opiekuńczy. Staje też na przeciw swoim lękom, przejmuje inicjatywę, symboliczne jest to że zaczyna w końcu siadać za kierownicą i ostatecznie jazda autem przestaje go przerażać, a zaczyna być normą. To przecież normalne że na początku nauka jazdy idzie nerwowo, nie każdy jest wirtuozem kierownicy od urodzenia jak Józef, ludzie są różni (znów – porównywanie). Aga jest dla niego dobra, a co więcej sama jest postacią interesującą, o dobrym sercu, szanującą innych, nie wywyższającą się, ale umiejącą zawalczyć o to co dla niej ważne. W Ciotce Zgryzotce nadal podtrzymuje te cechy, jednak pojawia się jej lękowość i nerwowość podczas ciąży i po urodzeniu córeczki, ale uważam że to bardzo dobrze pokazuje że dziewczyna ta doświadczona jest przemocą domową i sama nie doświadczyła ciepłych uczuć od matki. Ale jest serdeczną gospodynią, ciepłą panią domu, gościnną i chcącą obdarowywać innych.
    Oczywiście kocham wszystkich bohaterów Jeżycjady. Czuję, że mogę rozmawiać o nich jak o członkach rodziny – każdy jest zbiorem pewnych cech dobrych i złych, ale każdy jest mi niezmiernie bliski. Po prostu niektórzy trochę bardziej ♥

    Polubienie

Dodaj komentarz