O mnie

Zaczęło się od tego, że jako 12-latka bardzo lubiłam chodzić do biblioteki. Było to niewielkie zaciszne miejsce, w której naprawdę odpoczywałam. Lubiłam przesiadywać tam całymi godzinami, oglądać książki i wypożyczać te, które od razu zwracały moją uwagę. Nie było to zbyt logiczne podejście, ponieważ prawdopodobnie przez to nie sięgnęłam do wielu wartościowych lektur o mniej nęcących obliczach.

Na półce z literaturą młodzieżową, a jak najbardziej wówczas z tą kategorią chciałam się już utożsamiać, zobaczyłam książkę z nieco dziecinnym rysunkiem na froncie. Ciemnowłosa okularnica zerknęła na mnie filuternie, a nie była pięknością, jednak w połączeniu z tytułem “Kłamczucha” od razu wzbudziła moją ciekawość. Pani bibliotekarka powiedziała, że to świetny wybór i koniecznie muszę sięgnąć do całej serii. Niestety owa biblioteka posiadała tylko kilka części. Czytałam wszystko to, co było dostępne, mając przy tym duże luki fabularne. Ale kto by się tym przejmował! Muszę zaznaczyć, że nie miałam wtedy jeszcze internetu, ani wielkiego kieszonkowego, zatem kupienie brakujących części było lekkim wyzwaniem. W międzyczasie okazało się, że “Kłamczuchę” czytała również moja mama. Zatem sympatia do tego cyklu obejmuje kolejne pokolenia.

Mijały lata, a ja nieco zapomniałam o Jeżycjadzie, mimo że pokochałam jej bohaterów miłością bezgraniczną. W 2008 r. wyjechałam na studia, a w tym samym roku odbyła się premiera “Sprężyny”. I to właśnie była moja pierwsza zakupiona książki z tej serii. Pochłonęłam ją w jeden dzień. Później dokupiłam jeszcze dwie inne. 10 lat później, już jako niezwykle poważny i dorosły człowiek pracujący, niespodziewanie wylądowałam na dwutygodniowym zwolnieniu lekarskim. Mój mężczyzna chcąc nieco poprawić mi humor w tej niedoli, zaproponował przeczytanie ulubionej książki. Od razu przypomniałam sobie o Anieli Kowalik.

Wspaniale było nadrobić wszelkie zaległości i przenieść się do świata pełnego dobroci, radości i miłości do bliskich. Wiem, że wiele osób narzeka na pewien eskapizm Jeżycjady i tak, zgadzam się z tym, jest to obraz nieco wyidealizowany. Ale czy jest to wada? Czy wszystko musi łudząco oddawać rzeczywistość? Lubię “wchodzić” do świata Borejków i ich znajomych, właśnie dlatego, że jest on niejako nieskażony tym, co widzimy i słyszymy na co dzień w mediach. We wrześniu 2018 r. dostałam od lubego najpiękniejszy prezent w życiu, wszystkie części Jeżycjady, z autografem Małgorzaty Musierowicz. To mój najcenniejszy księgozbiór. Mam nadzieję, że na blogu i profilu Fb będziecie mieli szansę przypomnieć sobie swoje ulubione postaci, wątki i momenty. Wspólnie będziemy dzielić się wzruszeniami i wspomnieniami związanymi z Jeżycjadą.

Ola